-

Zbigniew

Opowieści z burty – pomost

Działanie promieni słonecznych, jak to zwykle w lipcu bywa, jest odczuwane przez wszelkie istoty żywe lądowe i wodne.

Stasiu pewną ręką doprowadził rozgrzany jak piekarnik statek do pomostu, który został do niego szybko przycumowany, po czym zadowoleni i przewietrzeni z górnego pokładu pasażerowie wysypali się na krakowski bulwar.

Jednostka białej krakowskiej floty z szybkością błyskawicy została oporządzona przed następnym rejsem, zostały uzupełnione w lodówkach napoje, wyrzucono śmieci itd.

Przebywanie w czasie upałów w sterówce (gdzie pod podłogą jest pracujący silnik) nie należy do sytuacji komfortowej, dlatego w przerwach między rejsami wychodzi się na pomost, gdzie załoga opierając się o barierkę oddaje się różnym czynnościom.

Stasiu obrzędowo oddaje się z upodobaniem nałogowi palenia tytoniu i oglądaniu cudu stworzenia, które spaceruje z odsłoniętymi nogami po bulwarze.

Natomiast ja też oparty o barierkę oddałem się ponurym rozmyślaniom, gdzie tkwi przyczyna nieskuteczności wszelkich działań na rzecz żeglugi w Polsce, czy to śródlądowej czy to morskiej?

Przecież wiadomo, że droga wodna bez portów to absurd. Zadałem sobie pytanie co to jest ten „port”. Według Wikipedii, która za Encyklopedią Żeglarstwa (wiemy, że jesteśmy narodem morskim i potęgą w żeglarstwie)

"Port wodny (z łac. portus) – miejsce do czasowego postoju jednostek pływających, gdzie może odbywać się załadunek/wyładunek towarów, przyjęcie pasażerów, uzupełnienie potrzebnych zapasów i artykułów, obsługa jednostki. Porty są wyposażone w zespół urządzeń umożliwiających cumowanie jednostek, wymianę osób i towarów, wykonanie typowych czynności związanych z eksploatacją danej jednostki (obsługa techniczna, uzupełnianie zapasów, usunięcie nieczystości, tankowanie itp.). Porty mogą być przystosowane do magazynowania i transportu towarów w głąb lądu."

Liczyłem na to, że ktoś poważniejszy np. p. Marek Gogołkiewicz z Wyższej Szkoły Bankowej w Gdańsku, - ale niestety on również daje pokraczną definicję: "Port, w najprostszy sposób zwykle określano jako miejsce wyposażone w infrastrukturę umożliwiającą statkom handlowym cumowanie, załadunek lub rozładunek, a pasażerom wejście lub zejście z pokładu statku. Definicja powyższa może się odnosić zarówno do portów morskich, jak i rzecznych."

A prawna definicja? Według Ustawy z dnia 20 grudnia 1996 r. o portach i przystaniach morskich :

"Art. 2. [Definicje legalne]

Ilekroć w ustawie jest mowa o:        

{...}

2) porcie lub przystani morskiej – rozumie się przez to akweny i grunty oraz związaną z nimi infrastrukturę portową, znajdujące się w granicach portu lub przystani morskiej."

 

Według naszej ulubionej nawigatorowej, emocjonalnej i intuicyjnej definicji Gabriela Maciejewskiego "port to kumulacja kapitału i władzy".

 

Okay, ale kto ma władzę i kapitał. Na przykład, kto w Gdańsku postawił i używał Dwór Artusa? Otóż było to miejsce spotkań kupców.

Pytanie zasadnicze: gdzie są kupcy w porcie?

Towar bowiem spływał do portu, tam był przez kupców kupowany, często przerabiany, przepakowywany i następnie sprzedawany innym nabywcom.

A dzisiaj? Czy mamy choć jeden port? Czy gdziekolwiek istnieje jakiś port?

Biorąc pod uwagę definicje to są dwa główne aspekty identyfikacji portu - techniczny (to bardzo 'materialna' definicja z Ustawy i prawie cała definicja z Wiki) oraz gospodarcza (handlowa).

No i właśnie - czy usługi portowe czynią port?

A co z portami redowymi, gdzie stoi się na kotwicy albo przy boi ?

Moim zdaniem kluczem są dokumenty. Do portu przeważnie stosuje się dokumenty przewozowe: konosamenty (BL) albo listy przewozowe (CMR). Pisze tam co jest przewożone i skąd dokąd (np. kontener o konkretnym numerze z Hong Kongu do Hamburga na BL i ten sam kontener na CMR z Hamburga do Wólki Kosowskiej.

No dobra, ale faktura jest od eksportera w Hong Kongu do hurtownika w Wólce na badziewie w tymże kontenerze zawarte.

Gdzie są kupcy?

Ano oczywiście w porcie w Hong Kongu i w Wólce Kosowskiej. Hamburg czy Gdynia nie jest portem w rozumieniu gospodarczym, tylko punktem przeładunku (hubem).

Czy są w takim razie porty?

No, np. Antwerpia jest portem bananowym. Tam są kupcy od bananów na całą Europę z Rosją włącznie. Kupcy są w Lublinie: kupują banany z Ameryki Środkowej w Antwerpii, dojrzewają je na ul. Mełgłowskiej i sprzedają na Ukrainę. W Gdyni, gdzie kontener przechodzi ze statku na TIRa kupców nie ma. Podobnie handluje węglem port w Rotterdamie.

Nie jesteśmy w stanie stworzyć portu śródlądowego w Polsce, nie jest to możliwe, bo nie ma kupców. Nie ma takiego towaru, który można by było kupić (faktura!) z dostawą do portu Wrocław, przepakować z 'big bagów' do kartonów i sprzedać rozmaitym hurtownikom z dostawą barką do Krakowa lub samochodem czy koleją.

Nie ma i nie będzie. Bo nie ma pieniądza!

Jest oczywiście jedna czy druga waluta rozliczeniowa (USD, EUR, yuan) ale to pieniądz fiducjarny, oparty na obrocie. Nie opłaca się kupić tanio, przetrzymać, przepakować i drogo sprzedać z dużym zyskiem.

I dlatego starania wielu środowisk na rzecz konieczności sporządzenia ustawy portowej były lekceważone. Bo były głupie i świadczyły o kompletnej ignorancji.

To samo dotyczy floty: były zawsze statki handlowe (czyli kupieckie - kapitan KUPOWAŁ towar, to pięknie opisał Conrad), okręty wojenne, kutry rybackie i jachty, czyli jednostki niezarobkowe (pomijam flotę pomocniczą jak holowniki i pilotówki).

Za pływania mojego znajomego PMH (Polska Marynarka Handlowa) stawała się powoli, ale skutecznie flotą jednostek do wynajęcia (czarterową), gdyż nie wykonywała funkcji kupieckich (przestała być flotą liniową na rzecz trampingu).

Reasumując; kupców nie stworzymy ani ustawą ani projektami unijnymi; użeglowienie Odry nawet do V klasy, a Wisły do IV niczego nie zmieni, tak samo jak budowa Kanału Śląskiego. Portów nie ma i nie będzie, bo nie ma prawdziwego pieniądza, a zatem i kupców.

Więc nie ma się co łudzić - to wszystko co nam zostało to ponosić koszty na administrację wodną i o wody zależnej.

Z ponurych rozważań wyrwał mnie promotor rejsów czyli naganiacz pasażerów na statek.

 - Ale jestem głodny – nie wiedzieć dlaczego oznajmił nam to.

Troszkę mnie zirytował, biega to to po całych bulwarach i jak ma ochotę, to w każdej chwili może zerwać się do nieodległego sklepu. W przeciwieństwie do nas, którzy jesteśmy galernikami, w sezonie ze statku schodzimy około godziny 23.

Wiele się nie namyślając odrzekłem.

- E nie, ja to bym raczej coś wydupcył…

Stasiu z błyskiem w oku podzielił moje zdanie.

- Czemu nie, na taki upał jeść się nie chce.

Całkiem ogłupiały promotor nie wiedział co powiedzieć, więc przyznał nam rację.

- W sumie to ja też.

Po czym poszliśmy w rejs, a promotor dalej zaczął biegać po bulwarach za klientem.



tagi: żegluga 

Zbigniew
1 marca 2024 14:58
4     649    10 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

zenekkw @Zbigniew
1 marca 2024 20:17

Port to jest poezja

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Zbigniew
1 marca 2024 23:04

Ale galernicy Stach i Autor nie podążyli za ...

W sumie to ja też.

 

:)

 

Żeby to tylko było opowiadanie o Białej Krakowskiej Flocie.

 

 

zaloguj się by móc komentować

McGregor @Zbigniew
2 marca 2024 12:21

Czekamy na następne wodne opowieści. Plus.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @Zbigniew
5 marca 2024 22:15

Ja to sobie przepiszę/zapiszę ale nie przypiszę.

 

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować